EDUKUJEMY POKOLENIA
ABY RAZEM TWORZYĆ DOBRE ŚRODOWISKO
EGZEKWUJEMY PRAWA
ZWIERZĄT GOSPODARSKICH
CHRONIMY
ZAGROŻONE GATUNKI
Mijamy je każdego dnia. W czasie upalnego lata rozpaczliwie szukają schronienia przed palącym słońcem. Zimą zamarzają przy śmietnikach i pod płotami. Ich życie polega na przetrwaniu.
Ludzie nie zwracają na nie uwagi. Zawsze cieszą nas puchate szczeniaki i małe kotki, którymi można się zachwycić. Te, które całe życie mieszkają na ulicy, które każdego dnia walczą o bezpieczeństwo i schronienie, pozostają niezauważone. One nie chcą zbyt wiele. Jedynie bezpiecznego domu i miłości.
Wojna odcisnęła swoje piętno nie tylko na ludziach, ale również na zwierzętach. To właśnie wtedy na ulicach zaczęło krążyć coraz więcej bezpańskich psów i kotów, którymi nikt się nie zajmował. Było to całkiem normalne. Ci, którzy przeżyli, musieli poukładać swoje życie na nowo. Musieli znaleźć miejsce, które mogli nazwać domem. Musieli uporać się z piekłem, które przeżyli. W tym samym czasie, gdzieś obok, było coraz więcej bezpańskich mruczków i burków. Ustawa z 1928 roku, która traktowała o ochronie zwierząt straciła na znaczeniu. Nie znajdowała żadnego zastosowania w budującym przez społeczeństwo socjalizmie. Uwagę przywiązywano jedynie do zwierząt gospodarczych, które przynosiły zyski. Nie istniało też wtedy pojęcie „ochrona bezdomnych zwierząt”. W tych czasach mówiono o „ochronie przed bezdomnymi zwierzętami”. Wprowadzono jedynie obowiązek szczepienia przeciw wściekliźnie, aby nie doprowadzić do wybuchu epidemii tej śmiertelnej choroby. Problem bezdomności zwierząt na nowo wypłynął dopiero w 1961 roku, z powodu wysokiego ryzyka zarażenia wścieklizną. Wtedy też nakazano komunalnym zakładom oczyszczania stworzenia miejsc, które nazwano „schroniskami”, a w których dokonywano likwidacji zwierząt bezdomnych oraz „zbędnych do dalszego chowu”. Miejsca te prowadzone były pod patronatem Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami, który… w tym czasie formalnie tak naprawdę nie istniał. Po wojnie został zlikwidowany, a majątki skonfiskowano. Później organizacja ta została reaktywowana i utrzymywano ją z budżetu państwa. W tamtym czasie zwierzęta bezdomne, oraz te dostarczone przez „społeczeństwo” były po prostu mordowane.
Sytuacja zmieniła się w 1997 roku, kiedy to uchwalono nową ustawę dotyczącą opieki nad zwierzętami. W myśl tej ustawy zakazane jest zabijanie zwierząt i znęcanie się nad nimi. Zadbano również o to, aby Towarzystwo Ochrony nad Zwierzętami zyskało osobne uprawnienia do prowadzenia schronisk, które przestały być miejscem kaźni, a w które zobowiązały się do bezterminowego zapewnienia opieki zwierzętom, które w nich przebywają. Po roku 1989 TOZ utraciło dotację budżetową. Została wprowadzona osobna instytucja wyłapująca bezdomne zwierzęta – hycel.
Można by pomyśleć, że z czasem sytuacja bezdomnych zwierząt uległa poprawie. Nie są one już mordowane, a w schroniskach znajdują przynajmniej namiastkę opieki, jaka powinna być im zagwarantowana. Powstaje coraz więcej schronisk, nie tylko państwowych, ale również prywatnych, coraz więcej słyszy się o akcjach sterylizacji i kastracji, które są bardzo istotne, aby bezdomności zapobiegać. Niestety, do schronisk trafia coraz więcej zwierząt, a większość gmin nie realizuje programów związanych z trwałym oznaczaniem zwierząt a także z kastracją i sterylizacją. Jedną z nielicznych gmin, która zasługuje na wyróżnienie, jest gmina Łuków, której władze zwolniły mieszkańców z opłaty za posiadanie psów, jeżeli zwierzęta zostały poddane sterylizacji, trwałemu oznaczeniu, a także zostały wpisane do rejestru urzędu. Niestety, na skalę kraju, jest to kropla w morzu potrzeb. Są również schroniska, które nie spełniają podstawowych potrzeb zwierząt: boksy są przepełnione, brudne, nie zapewniające ochrony przed wiatrem, śniegiem czy deszczem. Prywatni właściciele nie sterylizują swoich zwierząt, a gminy nie wprowadzają programów dofinansowania zabiegów. To wszystko sprawia, że choć coraz więcej zwierząt jest adoptowanych, to jeszcze więcej zwierzaków trafia na ulicę, a przy odrobinie szczęścia: do dobrych schronisk, których celem jest ratowanie zwierząt, bo zdarzają się również takie, które zarabiają na swoich podopiecznych i oddawanie ich do adopcji nie jest im na rękę.
Co my możemy zrobić w tej sprawie? Przede wszystkim być świadomymi problemu i uświadamiać innych, kiedy tylko jest taka możliwość. Pamiętajmy o tym, że zwierzęta to nie zabawki. Sterylizujmy swoje zwierzęta, namawiajmy do tego znajomych, którzy mają czworonogów, nagłaśniajmy akcje, których celem jest dofinansowywanie zabiegów. Im bardziej się zaangażujemy, tym mniej kocich i psich nieszczęść będzie błąkać się po ulicach. Rozwiązaniem nie jest więcej schronisk, a mniej zwierząt, które musiałyby w nich zamieszkać, w końcu pieniądze, które wykładane są na utrzymanie tych przybytków, mogłyby zostać przeznaczone na dofinansowanie zabiegów sterylizacji i kastracji zwierząt prywatnych właścicieli, a także tych wolnobytujących. Jeżeli chcesz psa, zastanów się nad adopcją takiego bezdomniaka – nigdzie indziej nie znajdziesz takich pokładów wdzięczności jak w kundelku ze schroniska.