EDUKUJEMY POKOLENIA
ABY RAZEM TWORZYĆ DOBRE ŚRODOWISKO
EGZEKWUJEMY PRAWA
ZWIERZĄT GOSPODARSKICH
CHRONIMY
ZAGROŻONE GATUNKI
Wybierając się na dalekie wyprawy, bardzo często decydujemy się na podróż w egzotyczne i bardzo popularne miejsce. Rumunia, pod względem turystycznym, została potraktowana z niezwykłą wręcz pogardą, a zupełnie niesłusznie. Architektura Bukaresztu chwyta za serce, Castelul Corvinilor uważany jest za jeden z najpiękniejszych zamków w Europie Środkowej, z całą pewnością warte zobaczenia są również zamki chłopskie. Siedmiogród, zwany inaczej Transylwanią, jest niezwykłą krainą geograficzną, w której podobno miał żyć sam Hrabia Drakula…
Okazuje się jednak, że w Rumunii są miejsca, o których nie dowiemy się z żadnego przewodnika turystycznego. Coraz bardziej strzeżone przed wzrokiem obcych, jednak z całą pewnością istnieją. Dlaczego są tak skrzętnie ukrywane? Ponieważ nie są żadnym powodem do dumy. Chociaż z pewnością piękne na swój sposób, to jednak równie przerażające, jeżeli tylko obserwator zda sobie sprawę z tego, na co patrzy.
Geamana była kiedyś wsią, w której w dostatku i spokoju żyło ok 400 rodzin. Niezwykle urokliwe miejsce, dookoła otoczone zielenią, z niewielkim kościółkiem na wzgórzu. Kościół widać do dziś. A raczej wierzchołek wieży, wystający ponad mulistą, przesyconą chemikaliami wodę.
Dlaczego? Wszystko przez niezwykle bogate złoża złota i miedzi Zachodniorumuńskich Karpat. Wydobywanie szlachetnego metalu rozpoczęli jeszcze Rzymianie, a złoże obecnie wciąż jest eksploatowane. W 1977 roku, Nicolae Ceausescu, ówczesny prezydent, zadecydował o zwiększeniu intensywności wydobycia miedzi. W miejscu wsi powstał osadnik, gdzie składowano wszystkie odpady z kopalni. Rodziny przesiedlono, a teren wsi został zalany wodą i chemikaliami. Nie wszyscy mieszkańcy Geamany zgodzili się na przesiedlenie. Do dziś żyje tam ok 20 osób, które wciąż muszą przenosić swoje domostwa przez coraz bardziej podnoszący się poziom wody. O tym, że na dnie tego toksycznego zbiornika żyli kiedyś ludzie, świadczą wystające dachy pojedynczych domów i wieża kościoła, który stał na wzgórzu. Całość przykryła gęsta woda, która mieni się wszystkimi kolorami tęczy. Gdzieniegdzie jest szara, w innych miejscach pomarańczowa, czerwona, a nawet turkusowa. Dookoła teren porastają szare drzewa i rośliny, sprawiające wrażenie obumarłych. Już po paru godzinach przebywania nad brzegiem jeziora można poczuć dziwny, metaliczny posmak w ustach. Opary unoszące się w powietrzu stają się przyczyną różnych chorób wśród zwierząt i ludzi, którzy postanowili tam zostać, jednak wciąż pozostają oni w tym miejscu, obiecując sobie, że całe życie spędzą w swojej wsi.
Patrole wciąż pilnują tego miejsca, a znaki ostrzegawcze zakazują wjazdu na teren Geamany. Nie wolno robić tam zdjęć, chociaż i tak możemy ich znaleźć pełno w sieci. Zarówno tych obrazujących wieś przed zalaniem, jak i po zalaniu. Jest to niezwykle przerażające zjawisko niszczycielskiej siły człowieka. Istnienie tego jeziora samo w sobie niesie katastrofalne dla przyrody skutki. Co będzie, jeżeli wał ziemny, utrzymujący tę wielką chemiczną bombę w ryzach nie wytrzyma?